piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych...


Życzę Wam, byście pod choinką znaleźli dokładnie to czego Wam potrzeba.
Wesołych Świąt!
PS. Uwielbiam moją choinkę :)

czwartek, 22 grudnia 2011

Pod nóż

Semestr się skończył, ale chyba nie będzie mi dane zaznać świętego spokoju. Umówiłam się wreszcie na styczniową operację. Umówiłam się i nadal mam wątpliwości. Możliwe, że jeszcze odwołam, bo zastanawiam się nad Da Vinci. To taki robot, który pomaga chirurgom operować w środku człowieka przez małe nacięcia. Problemem może być termin na taką operację no i to, że mój lekarz tego nie zrobi, więc czekać mnie mogą kolejne wizyty i kolejne badania i kolejne czekanie, blach.
A zaczęło się tak: Potrzebuje pani toto usunąć. Ok. Jestem za, to kiedy. To ja powiem siostrze żeby ustaliła datę ze szpitalem i oddzwonimy. Nikt nie oddzwonił. Znalazłam innego lekarza, ale badania już miałam porobione, więc trzeba je było tylko przefaksować. To też okazało się za trudne. Po kilku tygodniach mojego wydzwaniania badania przesłano i wreszcie miałam moja wizytę u "najlepszego specjalisty w NY". Wizytę miałam wczoraj i jeszcze w poczekalni na kolanie rozwiazywałam zadania i udowadniałam twierdzenia, bo ostatnie zajęcia miałam wieczorem.
Pogadaliśmy trochę i nawet go polubiłam, aż on mi mówi, że nie robi operacji komputerowo i decyzja należy do mnie, czy chcę operację już teraz, czy za kilka miesięcy u innego lekarza, ale wtedy gojenie może być lepsze. Szczery przynajmniej był, bo powiedział mi też, że nie robi tego już bo za bardzo to było dla niego męczące. Nie każdy może operować tyle godzin, a tradycyjna metoda jest szybsza. Hmmmm. Najchętniej to miałabym tę operację już jutro, bo im dłużej czekam, tym czarniejsze scenariusze są w mojej głowie. Z drugiej strony jeśli mam się lepiej czuć po robocie, to może trzeba czekać. I chociaż blizny nie są moim największym zmartwieniem, to jednak lepiej jak będą najmniejsze.
Święty Mikołaju w tym roku proszę tylko o odrobinę spokoju i wprawna rękę chirurga.

piątek, 9 grudnia 2011

W oczekiwaniu

Kręćka dostaję pod koniec semestru i czasem mam wrażenie, że nawet na oddychanie szkoda czasu. Piszę, piszę i piszę. Rozwiązuję zadania, udowadniam twierdzenia, przygotowuję plany lekcji. Patrzę na zachwycone mordki dzieciaków, które właśnie odkryły jak przewidzieć kolor tysięcznego koralika. Moją pracą domowa zachwycam się dużo mniej. Wszystko szybko, byle szybciej, byle zdążyć.

Święta za pasem i kupiłam nową choinkę. Tak mi się podoba, że stoi już tydzień bez ozdób, bo i bez nich jest śliczna. Pewnie znajdę czas na dekoracje w ten weekend. W tym roku nie jestem Grinchem. Cieszą mnie uliczne dekoracje i cały ten nastrój. Czekam na Święta, bo wtedy będę wreszcie miała Święty spokój (świąteczny :)).

Znów nie miałam czasu czytać dla przyjemności. Same artykuły, biuletyny, nowe publikacje. Większość obowiązkowych czytadeł jest bardzo interesująca, ale chcę poczytać już coś innego. Zamówiłam sobie kilka fajnych książek- taki bożonarodzeniowy prezent dla samej siebie. Będę czytać w styczniu, bo od lutego znów szkoła.