Tutaj zawsze dzieje się coś ciekawego i za to właśnie kocham to miasto. Pogoda wczoraj była świetna. Było ciepło, ale dało się odczuć miłą bryzę od oceanu, no i nie było tak wielkiej wilgotności powietrza jak w ostatnich kilku dniach. I dobrze, bo akurat wczoraj wypadła coroczna parada syrenek na Coney Isand. Chociaż w pobliżu Coney Island mieszkam od lat, to nigdy jakoś nie było mi po drodze. Tym razem jednak wybraliśmy się obydwoje. Ludzi już w metrze było całe mnóstwo, a już tam na miejscu ciężko było się dopchać, żeby coś zobaczyć. Ja się dopchałam oczywiście, bo ja się zawsze wszędzie wmanewruję :) Paradowały głównie syrenki, rybki, koniki i inne morskie stwory, ale można też było spotkać Transformers ku uciesze dzieci wszystkich płci, których oczy na widok tego pana robiły się okrągłe jak spodeczki, a buzie zamierały w zachwycie.
Najwięcej było jednak rożnego rodzaju bogiń i bogów morskich.
Największą furorę robiły najmłodsze syrenki.
Ja załapałam się na darmowe przytulanie. Grzechem byłoby nie skorzystać.
Po wszystkim morskie stwory wybrały się na plażę, czy może z powrotem do siebie do morza...
Na Huffington Post jest fajny filmik z parady. Polecam, bo można zobaczyć Nowojorczyków takich jakimi naprawdę są, a nie wtedy kiedy idą do pracy w szpilach czy garniturach.