niedziela, 27 listopada 2011

Black Friday, czyli pozbijajmy się w imię konsumpcji

Czy ja dopiero co napisałam, że Thanksgiving to najbardziej amerykańskie z amerykańskich świąt? Kajam się, bom pomyliła się przeogromnie. Najbardziej amerykańskim świętem jest piątek zaraz po Święcie Dziękczynienia. Co z tego, że nie jest wyróżniony na czerwono w kalendarzu? I tak część z nas nie pracująca w handlu ma wolne. Wstajemy skoro świt, yyyy... nie kładziemy się w ogóle spać po tłustym obiedzie, tylko wyruszamy w kolejkę przed sklep. Sklepy otwierają już o północy, więc jak docieramy tam o 9 pm w czwartek to jesteśmy gdzieś daleko w ogonku. Nic to, możemy wszak przynieść ze sobą gaz pieprzowy i tym znokautować ludzi przed nami. Tak właśnie zrobiła pewna pani w Los Angeles. Kiedy zobaczyła, że może nie dostać przecenionego produktu potraktowała dwadzieścia osób gazem. Niektóre strony podają, ze do sklepu przyszła z dwójką swoich dzieci. Chwalebne to bardzo, że od małego uczy ich jak ważnym świętem jest Black Friday i jak poważnie należy podchodzić do zakupów. Gdzieś indziej ktoś napadł na kogoś innego z nożem, ktoś został podeptany.

Nie będę tu kłamać, sama jestem łasa na tanie rzeczy. Ale po pierwsze muszą być to rzeczy których naprawdę potrzebuję, a po drugie muszą być naprawdę przecenione. Wystarczy usiąść i poszperać, żeby zorientować się, że te przeceny to zwykły pic na wodę. Nawet jeśli ma być coś taniego jak barszcz to będzie tego w sklepie trzy sztuki, co można łatwo wyczytać na ulotce. Poza tym ta sama rzecz będzie w takiej cenie i za tydzień, więc naprawdę nie ma się o co zabijać.
Sama w ten piątek kupiłam tylko antywirusa, po którego nie musiałam wstawać rano, ani stać w kolejce, a który był zupełnie za darmo.

czwartek, 24 listopada 2011

Thanksgiving po raz kolejny

Nie świętuję. Thanksgiving to święto chyba najbardziej amerykańskie ze wszystkich, a ja go nigdy nie rozumiałam. Może dlatego, że razi mnie wiele aspektów tego święta.
Najbardziej w Święcie Dziękczynienia podoba mi się właśnie to dziękczynienie. Czasem dobrze jest przypomnieć sobie te wszystkie rzeczy, które codziennie uważamy za oczywiste. Poczuć wdzięczność do losu, że jest tak, a nie inaczej.
Co rok rozglądam się dookoła i widzę w swoim życiu ludzi i rzeczy, które mnie uszczęśliwiają, albo chociaż wywołują uśmiech. Nie urządzam uczty, nie idę na paradę, ot jestem po prostu wdzięczna. Może to jest właśnie świętowanie.

wtorek, 15 listopada 2011

Ile Lat Ma Dwunastolatka

Praktyki w szkole przypominają mi, dlaczego kiedyś szkoły nie lubiłam. Powodem oczywiście byli nauczyciele. Ja pamiętam prawie samych takich, których teraz widuję sporadycznie. Wywołują we mnie odruch obronny, albo chęć ucieczki. Co robisz, nie wierć się. Nie potrafisz usiedzieć spokojnie? Dziewczyny nie śmiejcie się tak, nie ma z czego.Ciiiiszaaa! Przemyślcie zanim się odezwiecie, dajcie innym dojść do głosu. Nie przekrzykujcie się nawzajem... Tak strofuje pani z bardzo pretensjonalnym akcentem. Ciągle jej się coś nie podoba. Dzieciaki mówią za głośno, albo za cicho, nie mają manier, nie podnoszą ręki, zbiegają po schodach. po prostu robią to co każdy człowiek w ich wieku robił i będzie robił przez pokolenia.

Idziemy do hali na ceremonię rozdania medali sportowcom. Dziewczyny przede mną piszczą słysząc imiona swoich koleżanek: BRAWO SIATKARKI! BRAWO OBROŃCY! BRAWO PIŁKARKI! Pan za mną nie wytrzymuje i przechodzi do kibicek: Nie uważacie, że przesadzacie? są chyba jakieś granice. Powiem szczerze, ze sama miałam ochotę podskakiwać z radości z tymi dziewczynami, jak medal leadership w koszykówce dostała taka niziutka blondyneczka. Wielki duch w małym ciele :) Ale mnie, kurza stopa, nie wypada zachowywać się jak dwunastolatka. Jak widać dwunastolatkom też to nie przystoi.
Mam uczulenie na takich przeświętych, wiecznie strofujących nauczycieli. Nie znoszę słuchać narzekań na dzieciaki. Pozwólmy dwunastolatkom być dwunastolatkami. Uczmy ich odpowiedzialności akademickiej, ale nie starajmy się zrobić z nich dorosłych. Oni maja jeszcze czas. A ja wcale nie wierze, że dzieciaki czegokolwiek się nauczą w grobowej ciszy, to wbrew ich naturze i wbrew mojej. Wolę śmiech i kontrolowany chaos (ot taki mój ulubiony oksymoron).

piątek, 11 listopada 2011

Świętowanie...

Polska odzyskała niepodległość, wróciła na mapę świata. Ile to lat temu? 93? Włączmy muzykę, wywieśmy flagi, zaprośmy przyjaciół. Kupmy kolorowe balony, wyjdźmy na ulicę, przeparadujmy, cieszmy się. Zatańczmy poloneza, krakowiaka, mazurka, odśpiewajmy hymn. Cieszmy się. Cieszmy się, bo Polska, bo Polacy, bo jest z czego. Przecież lubimy Polskę.

Ale Polacy nie paradują, wolą demonstrować. Nie tańczą, wolą palić znicze. Nie zapraszają przyjaciół, wolą obrzucać nieprzyjaciół kamieniami. Nie wszyscy, a powiem nawet, że na pewno mniejszość. Ale większość siedzi w domach. Zaszczuci demonstracjami, pomnikami i zniczami. Słowo "święto" nie jest dla nich radosne, słowo "ojczyzna" nie jest lekkie i piękne, ale mroczne i ciąży jak głaz.
A ja czytam raporty z obchodów tego święta i myślę, że to nie moja bajka. Nie moja, bo ja przecież Polskę lubię.

Wolę tak: