wtorek, 10 lipca 2012

Z Anetą w Teresie

Spóźniłam się, zawsze się spóźniam. Ograniczenie spóźnialstwa było moim postanowieniem noworocznym i idzie mi całkiem nieźle, ale nadal mam wpadki.  Aneta czekała na szczęście, z książką w reku.
Aby przełamać lody miałyśmy iść na lody. Ale polskie naleśniki i piwo (też polskie) równie dobrze przełamują lody :) Najlepsze naleśniki dają w Teresie i tam poszłyśmy. O czym gadać z kimś nieznajomym? Nie wiem, ale Aneta, jak się okazało, nie jest nieznajoma. Ze znajomymi jak wiadomo gada się o wszystkim i tak właśnie było: o książkach, blogach, psach, kotach, papugach, mężach, pracy i wszystkim po trochu. Niekoniecznie w tej kolejności. Na początku gadatliwy kelner, którego znałam z czasów pracy w Teresie, później był zajęty i zostawił nas samym sobie. Zrobiłam Anecie zdjęcie, ale niestety na blogu go nie będzie. A żałujcie, bo Aneta ma uśmiech rozświetlający całe pomieszczenie. Świetnie jest móc przyłożyć twarz i realną osobowość do osobowości blogowo- facebookowej. Już nie mogę się doczekać następnego spotkania.
I oczywiście czekam niecierpliwie na spotkanie z Ewek :).


poniedziałek, 9 lipca 2012

Krotkie Streszczenie Informacyjne

W okropnym stresie żyłam ostatnio, to i pisać nie bardzo miałam ochotę. Przyczyną mojego stresu jest Szekspir, który znów się rozchorował. Długie nieprzespane noce spędziłam pilnując go. W końcu okazało się i tak, że jedyną opcją miała być operacja, albo uśpienie kotka. Co ja się napłakałam, namartwiłam. Postanowiłam, że więcej zwierząt mieć nie mogę, bo to nie na moje nerwy. Inni ludzie potrafią podjąć decyzję na chłodno, a ja nie. Mój J. natomiast nie może patrzeć jak ja się martwię (o płaczu nie wspomnę), więc zgadza się na wszystko.
Stanęło więc na operacji i powiem wam, że będę jeździć na kocie, bo ta kasa co przepuściłam na jego weterynarza w ciągu dwóch lat kupiłaby mi lepszy samochód, którego desperacko potrzebuję. Ja wiem, że ludzie tego nie rozumieją, ba, ja sama tego nie rozumiem.
Szekspir jest już po operacji i czuje się całkiem nieźle biorąc pod uwagę okoliczności. To pozwoliło mi trochę odetchnąć.
W piątek pojechaliśmy do Connecticut pozałatwiać parę spraw i oprócz wielkiego korka przypomniało mi się, że poza Nowym Jorkiem całkiem niedaleko istnieje zupełnie inny świat, zupełnie inna Ameryka. Ani lepsza, ani gorsza, inna po prostu. Wolniejsza trochę, spokojniejsza, zdecydowanie grubsza (zajechaliśmy do Wall-martu).
Kilka zdjęć z drogi:
Po powrocie zatrzymaliśmy się w Parku na Queensie.