środa, 26 grudnia 2012

Krótko

Niektórzy to mogliby mnie lubić, niektórzy nawet kochać gdybym tylko zechciała być kimś innym. Są ludzie, którzy maja całą listę rzeczy, które powinnam zmienić, powinnam robić, ciągle coś powinnam, albo czegoś nie powinnam. A ja podła jestem i nie doceniam, że to tylko z dobroci serca, z troski o moje własne dobro. Głupia ciągle wystaję z foremki. To już nawet nie wkurw, to rozczarowanie.

czwartek, 29 listopada 2012

Politycznie

Nie lubię o polityce ale teraz muszę, bo się uduszę :)
 Populacja Stanów Zjednoczonych składa się mniej więcej po równo z mężczyzn i kobiet (z niewielką przewagą kobiet). W tym około 70% to ludzie biali, 12,5% stanowią czarni, 16,5% Latynosi (biali i nie), Azjaci około 5%. Populacja jak widać jest dość zróżnicowana. Niestety, nie przekłada się to na zróżnicowanie w zarządach, stanowiskach kierowniczych, czy miejscach w kongresie. Równouprawnienie to nadal nowość i trochę czasu musi upłynąć, aby durne stereotypy płciowe czy rasowe zostały wyrugowane z podświadomości społeczeństwa. Jednak mamy XXI wiek i nikogo nie dziwi czarny prezydent (chociaż prezydent Latynos pewnie wielu się w głowie nie mieści) czy kobieta na stanowisku Sekretarz Stanu, albo Azjata będący CEO wielkiego przedsiębiorstwa.
W Kongresie kobiety stanowią jedynie jedna piątą (prawie) nominowanych,  czarni to nawet nie jedna dziesiąta, Latynosów jest jeszcze mniej- około jednej dwudziestej, Azjaci to jednostkowe przypadki. Wesoło wiec nie jest, ale nie załamujmy się, wszystko idzie w dobrym kierunku.
W dobrym kierunku niestety nic nie idzie w partii republikańskiej, chociaż to  wcale nie dziwi. Pamiętajmy, że oni dopiero co przegrali wybory swoimi gadkami o kobietach w segregatorach, o "prawdziwych i  nieprawdziwych" gwałtach (to kosztowało ich tez miejsca w kongresie), o samodzielnej deportacji, o zakazie aborcji etc. Czy republikanie wyciągnęli jakieś wnioski? Wydawać by się mogło, że tak. Co i rusz jakiś republikanin przebąkiwał o błędach w kampanii, o konieczności zmian w stosunku do imigrantów, już myślałam, że nabrali rozumu. I może jakieś tam doły partyjne- młodzi idealiści, może oni coś zrozumieli. Niestety stara gwardia trzyma się dobrze i dziś ogłoszono nominacje do kongresu. Wśród nich nie znalazła się nawet jedna kobieta, zabrakło też przedstawicieli mniejszości. Sto procent republikańskich nominacji to biali mężczyźni w wieku hmm nazwijmy to emerytalnym.  Żadnych niespodzianek.

wtorek, 27 listopada 2012

Zgaduj Zgadula

Pisałam już wcześniej, że ludziska na słowo "ciąża" zapominają kompletnie o jakimkolwiek takcie czy manierach i zachowują się jak prostaki. Czasem jest to wkurzające, a czasem wręcz śmieszne. Teraz, kiedy właśnie zaczęło być po mnie widać ludzie prześcigają się w zgadywaniu jakiej płci będzie mały przybysz. Zgadują oczywiście na podstawie mojego wyglądu, bo czegoż by innego.Jak się okazuje przesądy na ten temat nie dzielą sie na polskie czy amerykańskie. Ot, ignorancja nie zna granic.
I tak asystentka medyczna (sic!) stwierdziła, że będę miała chłopca bo mam duży kinol. Serio. Znajoma ze szkoły twierdzi, że chłopiec, bo mam brzuch odstający, a nie obwisły. Serio. Teściowa zmienia zdanie za każdym razem jak mnie widzi na skype i twierdzi, że będę miała chłopca (bo jem kwaśne rzeczy- zawsze je lubiłam i bo dziewczynka zabrałaby mi urodę a wyglądam dobrze) albo, że będzie dziewczynka (to w jeden z moich gorszych dni- widocznie zabrała mi urodę :)). Wszyscy wygłaszają swoje opinie z grobową powagą, a ja tylko wzdycham. Z resztą z taką sama grobową powagą ktoś ostatnio tłumaczył mi, że jak kobieta w ciąży ma zgagę to dziecku włosy rosną. Czy naprawdę nie wypada śmiać się w głos z ludzkiej głupoty? A tak odrobinkę chociaż?

niedziela, 25 listopada 2012

Room

Długi weekend jak szybko przyszedł, tak szybko się kończy. Tak niestety jest ze wszystkim co dobre.  Ja ani nie świętowałam, ani nie zrobiłam zaplanowanych porządków, ani nie skorzystałam z piątkowych przecen. Trochę to za sprawą mojego lenistwa, a trochę z powodu dokuczliwej infekcji. Jedno dobre z tego weekendu przyszło. Przeczytałam "Room" Emmy Donoghue. Czekał na mnie od dwóch lat, ale ciągle znajdowałam coś innego, ciekawszego. Polecam książkę zacząć czytać bez czytania recenzji, bez żadnego opisu. Książka na jeden, maksymalnie dwa wieczory, ale warto.


czwartek, 8 listopada 2012

O mammmamija!

Niektórzy z Was już wiedzą, a dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą: Będziemy rodzicami.
A dziś będzie o ciąży. Głupota ludzka zawsze mnie złościła, ale odkąd jestem w stanie ociężałym mam ochotę czasem pizgnąć głupca w łeb. Na razie na ochocie się kończy, ale jeszcze długa droga przede mną, więc kto wie. A głupków jakby więcej na świecie ostatnio. Weźmy na to te laski co je Ewek opisywała we wpisie o WTC. No cieszyły się jak małpa w cyrku i naprawdę niewiele mi brakowało, żeby podejść i uciszyć te śmiszki.
Poza tym przez pierwszy okres to byłam fontanną łez. Wszystko, no prawie wszystko mnie wzruszało. Nawet głupie zdjęcia kociąt na necie. A ludziska wiedzą, że koty lubię, to mi podsyłają tego od cholery.
Inna rzeczą jest reakcja ludzi na naszą wiadomość: Niektórzy nie dowierzają, niektórzy głupio żartują. Jedna koleżanka się popłakała ze wzruszenia, jakbym ja potrzebowała więcej zachęt to płaczu. Najgłupsi jednak są ci, którzy komentują: no nareszcie, najwyższy czas albo coś w tym stylu. Ludzie nie mogą pojąć, że mnie naprawdę nie obchodzi kiedy oni uważają, że jest właściwy czas. Tych to nawet pizgnąć przez łeb się nie chce. Niektórzy powtarzają jak mantrę i z wielką satysfakcją, że wszystko się zmieni, ze nie mamy pojęcia, że nic nie będzie takie samo. takim mówimy, że wiemy, bo przecież mamy kota, a on jak dziecko :) Mina jest zawsze bezcenna.
Z resztą ludziska strasznie lubią straszyć jak tylko dowiedzą się o ciąży, ale o tym może innym razem.

środa, 31 października 2012

Sandy, melduje ze zyje

Ten huragan mial byc silny, silniejszy niz ktorykolwiek wczesniej. Ale podobnie gadali o Irene. Teraz dziekuke boginiom, ze jestesmy cali i zdrowi. W okolicy sceny dantejskie. Poprzewracane drzewa, porzucone samochody. Pare przecznic od nas pradu juz nie ma i tak az do Coney Island a tam... Powodz, budynki pozalewane, fala poprzenosila samochody w dziwne miejsca. Kontaktu ze swiatem zadnego. Internet padl, a i telefon dziala sporadycznie. Metro nie kursuje, jutro ma cos niesmialo wystartowac, ale nadal bez polaczenia miedzy dzielnicami. Polaczenia autobusowe sa do niczego, a korki olbrzymie.
Caly czas mam na uwadze te mase ludzkich nieszczesc, spowodowanych tym huraganem i jestem wdzieczna, ze nam sie nic nie stalo.

wtorek, 9 października 2012

Nieobecność Usprawiedliwiam

Nie było mnie tu, w necie, ostatnio wcale. Za intensywnie jestem w realu i tu już nie starcza sił. Wszystko na raz woła o moją uwagę, a ja próbuję rozdwoić się i potroić i nawet się czasem udaje. Lato minęło za szybko. Było jezioro, był ocean. Była wiewiórka włamywaczka kuchenna. W międzyczasie poznałam Evek nareszcie osobiście i nauczyłam się od niej między innymi nazywać mojego kota "ładnym inaczej", a nie paskudkiem. Evek opowieść o odwiedzinach w Wielkim Jabłku jest tu, tu i tu. Polecam.

Teraz moje życie koncentruje się głównie na walce z różnymi instytucjami publicznymi. Procedury i procedury, a człowiek jakoś z tego wszystkiego znika, przecieka pomiędzy kolejnymi kawałkami papieru. A urzędnicy te świstki lubią gubić, zapominać. Nikt nie myśli o tym, że nie chodzi o to, żeby te papierki uporządkować, że przecież chodzi o człowieka, że człowiek powinna być ważniejsza od kolejnego karteluszka. Walka z urzędami to taka walka z wiatrakami i czasem zdaje mi się, że Don Kihot miał w tym więcej sukcesów niż ja.

Nie miało być pesymistycznie, ale jakoś tak wyszło. Cóż, następnym razem będzie optymistyczniej.
A tu kilka fotek z lata:
 
 







wtorek, 10 lipca 2012

Z Anetą w Teresie

Spóźniłam się, zawsze się spóźniam. Ograniczenie spóźnialstwa było moim postanowieniem noworocznym i idzie mi całkiem nieźle, ale nadal mam wpadki.  Aneta czekała na szczęście, z książką w reku.
Aby przełamać lody miałyśmy iść na lody. Ale polskie naleśniki i piwo (też polskie) równie dobrze przełamują lody :) Najlepsze naleśniki dają w Teresie i tam poszłyśmy. O czym gadać z kimś nieznajomym? Nie wiem, ale Aneta, jak się okazało, nie jest nieznajoma. Ze znajomymi jak wiadomo gada się o wszystkim i tak właśnie było: o książkach, blogach, psach, kotach, papugach, mężach, pracy i wszystkim po trochu. Niekoniecznie w tej kolejności. Na początku gadatliwy kelner, którego znałam z czasów pracy w Teresie, później był zajęty i zostawił nas samym sobie. Zrobiłam Anecie zdjęcie, ale niestety na blogu go nie będzie. A żałujcie, bo Aneta ma uśmiech rozświetlający całe pomieszczenie. Świetnie jest móc przyłożyć twarz i realną osobowość do osobowości blogowo- facebookowej. Już nie mogę się doczekać następnego spotkania.
I oczywiście czekam niecierpliwie na spotkanie z Ewek :).


poniedziałek, 9 lipca 2012

Krotkie Streszczenie Informacyjne

W okropnym stresie żyłam ostatnio, to i pisać nie bardzo miałam ochotę. Przyczyną mojego stresu jest Szekspir, który znów się rozchorował. Długie nieprzespane noce spędziłam pilnując go. W końcu okazało się i tak, że jedyną opcją miała być operacja, albo uśpienie kotka. Co ja się napłakałam, namartwiłam. Postanowiłam, że więcej zwierząt mieć nie mogę, bo to nie na moje nerwy. Inni ludzie potrafią podjąć decyzję na chłodno, a ja nie. Mój J. natomiast nie może patrzeć jak ja się martwię (o płaczu nie wspomnę), więc zgadza się na wszystko.
Stanęło więc na operacji i powiem wam, że będę jeździć na kocie, bo ta kasa co przepuściłam na jego weterynarza w ciągu dwóch lat kupiłaby mi lepszy samochód, którego desperacko potrzebuję. Ja wiem, że ludzie tego nie rozumieją, ba, ja sama tego nie rozumiem.
Szekspir jest już po operacji i czuje się całkiem nieźle biorąc pod uwagę okoliczności. To pozwoliło mi trochę odetchnąć.
W piątek pojechaliśmy do Connecticut pozałatwiać parę spraw i oprócz wielkiego korka przypomniało mi się, że poza Nowym Jorkiem całkiem niedaleko istnieje zupełnie inny świat, zupełnie inna Ameryka. Ani lepsza, ani gorsza, inna po prostu. Wolniejsza trochę, spokojniejsza, zdecydowanie grubsza (zajechaliśmy do Wall-martu).
Kilka zdjęć z drogi:
Po powrocie zatrzymaliśmy się w Parku na Queensie.


niedziela, 24 czerwca 2012

Mermaid Parade, czyli syrenki na Coney Island

Tutaj zawsze dzieje się coś ciekawego i za to właśnie kocham to miasto. Pogoda wczoraj  była świetna. Było ciepło, ale dało się odczuć miłą bryzę od oceanu, no i nie było tak wielkiej wilgotności powietrza jak w ostatnich kilku dniach. I dobrze, bo akurat wczoraj wypadła coroczna parada syrenek na Coney Isand. Chociaż w pobliżu Coney Island mieszkam od lat, to nigdy jakoś nie było mi po drodze. Tym razem jednak wybraliśmy się obydwoje. Ludzi już w metrze było całe mnóstwo, a już tam na miejscu ciężko było się dopchać, żeby coś zobaczyć. Ja się dopchałam oczywiście, bo ja się zawsze wszędzie wmanewruję :) Paradowały głównie syrenki, rybki, koniki i inne morskie stwory, ale można też było spotkać Transformers ku uciesze dzieci wszystkich płci, których oczy na widok tego pana robiły się okrągłe jak spodeczki, a buzie zamierały w zachwycie.


 Najwięcej było jednak rożnego rodzaju bogiń i bogów morskich.



Największą furorę robiły najmłodsze syrenki.  


 Ale te starsze tez były popularne.



Ja załapałam się na darmowe przytulanie. Grzechem byłoby nie skorzystać.

Po wszystkim morskie stwory wybrały się na plażę, czy może z powrotem do siebie do morza...


Na Huffington Post jest fajny filmik z parady. Polecam, bo można zobaczyć Nowojorczyków takich jakimi naprawdę są, a nie wtedy kiedy idą do pracy w szpilach czy garniturach.




piątek, 22 czerwca 2012

Merida Księżniczka Disneya- Co Każda Księżniczka Powinna Zobaczyć

Jak dorastałam to nie bardzo miałam bohaterki z którymi mogłabym się utożsamiać. Księżniczki były piękne, ale albo zupełnie bierne, albo wręcz śpiące. Pan Kleks przyjmował tylko chłopców do swojej Akademii i tyko "Szaleństwa Panny Ewy" stanowiły wyjątek od tej reguły. To, ze nie identyfikowałam się z bohaterami nie znaczy, że nie uwielbiam wszystkich Piękne i Bestie, Akademie Pana Kleksa i inne Siedem Życzeń. Do tej pory lubi.
Wczoraj w samym środku nocy poszłam z J. na Brave. Kolejny disneyowski film o księżniczce. Obydwojgu podobało nam się znakomicie. Świetna opowieść o dziewczynie i jej matce, o tej wyjątkowej więzi między córką a jej mamą. Jest oczywiście też ojciec i super śmieszni bracia. Jak w każdym filmie o księżniczce znalazł się też królewicz. A najważniejsze, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie bo tak, jak chcieli.


środa, 20 czerwca 2012

Macie Tak?

Macie tak, że słuchacie osoby mówiącej, ale irytuje was tak bardzo, że nie możecie się skupić? Ja mam. W każdy poniedziałek, wtorek i czwartek. Siedzę na zajęciach i powtarzam w myślach: shut up, shut up, shut up. Nauczyciel irytuje mnie do bólu zębów. I to nie jego wina, wiem o tym. To nic, co on robi świadomie. Stara się być miły, wyluzowany, zażartować. A w mojej głowie "shut up". Wkurza mnie jego wysoki głos i maniera z jaka zadaje pytania. Denerwuje mnie oderwanie od rzeczywistości szkolnej. Zgaduję, że nigdy nie uczył na poziomie niższym niż studia, bo plecie farmazony. Na szczęście zajęcia są dość łatwe, więc dużo nie tracę przez to moje "shut up". Jeszcze tylko kilka tygodni.

piątek, 15 czerwca 2012

Próba Generalna

Zorientowałam się, że mogę dodawać posty z telefonu. Lepiej późno, niż wcale. Tylko zdjęcia jakoś dziwnie się dodaje.

czwartek, 14 czerwca 2012

Na Potęgę

Gubię karty biblioteczne. Tak już mam. Co i rusz się zawierusza i potrzebuję nowej. Normalne procedura to przyjście z dokumentem tożsamości i zapłacenie kary. Ja nigdy kary nie płaciłam, bo dobra dusza litowała się nade mną za każdym razem. Tym razem karty nie zgubiłam. Za to osiągnęłam maksimum rezerwacji książek. Więcej nie wolno.
Śmieszna rzecz, ze w brooklyńskiej bibliotece jest więcej książek Jerzego Pilcha po angielsku niż po polsku. Za to Nicholasa Sparksa jest chyba więcej po polsku (tak, czytam czasem tego pana- nie można cały czas czytać ambitnie :)) Taka biblioteka to świetna rzecz. Zamawia sobie człowiek książkę i ją przywożą do mojego oddziału prostu na przykład z Greenpointu.
Będę się relaksować przy tym. Nawet okładka wygląda romantycznie :)