Macie tak czasem, że mijacie kogoś na ulicy, w holu szkoły czy bibliotece i jest w głowie taki przebłysk myśli: Ja go skądś znam!!! A później okazuje się, że tak oczywiście znam tego faceta na rowerze bo to Alec Baldwin tylko bez makijażu (serio, nie skojarzyłam za pierwszym spojrzeniem), albo ten wysoki chłopak to nie mój znajomy, ale Paul Rudd, który w rzeczywistości wygląda lepiej niż na ekranie. Zazwyczaj zatem nie zaczepiam ludzi jeśli nie jestem pewna, że skądś się znamy, bo w taki urok tego miasta, że możemy znać się... jednostronnie :)
Takie samo odczucie miałam wczoraj. Wchodząc do Empire State Building minęłam bardzo znajomo wyglądającą babeczkę. W ułamku sekundy myśli: Znam ja skądś, nie, nie znam. Znam, już wiem zawołam. Jak nie ona to się nie odwróci. I zawołałam: Bigapple! I tak, to była ona we własnej osobie. Szkoda, że żadna z nas nie miała nawet nowojorskiej minuty, ale następnym razem... Nowy Jork jest jednak całkiem mały.
pochwaliła się na FB :)))
OdpowiedzUsuńA ja się czułam jakbym zaczepiała celebrity. Niby sie znacie, ale nie :) Ewa kiedy Ty sie zjawisz?
UsuńRewelka! Ja po całym Syracuse mogę chodzić i raczej na nikogo z blogowiska nie wpadę... Ale zaraz, podbój NYC zaczynam już w tę niedzielę, a w poniedziałek przywitam się z gąską, tfu, ze Stardust :D. Pamiętam Ania Buzuk pisała kiedyś, że jakaś kobieta ją w sklepie rozpoznała w Chicago właśnie z blogu.
OdpowiedzUsuńNo prosze, to i ze mna musisz sie umowic. A ja Kamile rozpoznalam raczej ze zdjec na Facebook :)
UsuńUmówię się bardzo chętnie! Następny wypad mam 7/9 (nd-śr), a kolejny 9/10.
UsuńPrzesle Ci numer, zadzwon jak bedziesz.
Usuń