Teraz moje życie koncentruje się głównie na walce z różnymi instytucjami publicznymi. Procedury i procedury, a człowiek jakoś z tego wszystkiego znika, przecieka pomiędzy kolejnymi kawałkami papieru. A urzędnicy te świstki lubią gubić, zapominać. Nikt nie myśli o tym, że nie chodzi o to, żeby te papierki uporządkować, że przecież chodzi o człowieka, że człowiek powinna być ważniejsza od kolejnego karteluszka. Walka z urzędami to taka walka z wiatrakami i czasem zdaje mi się, że Don Kihot miał w tym więcej sukcesów niż ja.
Nie miało być pesymistycznie, ale jakoś tak wyszło. Cóż, następnym razem będzie optymistyczniej.
A tu kilka fotek z lata:
głaski dla mojego ulubionego nowojorskiego kota! :)))
OdpowiedzUsuń