niedziela, 25 lipca 2010

Parapetówka

Kiedyś trzeba było, dlaczego więc nie teraz. Wreszcie zrobiliśmy parapetówkę. Wcale, ale to wcale mieszkanie nie jest jeszcze takie, jakie powinno być. Ale wprowadziliśmy się w listopadzie, więc wypadało już ludzi zaprosić. Zrobienie wszystkiego tak, jak bym chciała może przecież zająć jeszcze dużo czasu. Zapraszanie ludzi niestety wiąże się z przygotowaniami, nawet jeśli nie zamierza się gotować w dosłownym tego słowa znaczeniu. Coś do jedzenia musi być, a za gorąco jest na ciepłe dania. Natomiast przygotowywanie zimnych przekąsek zajmuje okropnie dużo czasu. Takie toto niepozorne, chapsnie się raz dwa i znika, a napracować się trzeba jak nad czymś niesamowicie spektakularnym. Narobiłam się więc trochę ,ale zabawa była świetna. Znajomi dopisali, jedzenie smakowało, drinków nie zabrakło. Szekspir tylko nie był całym zamieszaniem zachwycony, bo całą imprezę przesiedział w sofie.

2 komentarze:

  1. problem Szekspira, mógł się włączyć:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szekspir jest bardzo mało towarzyskim kotem. Mnie i J. jakoś znosi, ale nie powiem, żeby lubił się na przykład przytulić, co to, to nie. Towarzystwo próbowało go nawet nawoływać i szukać w tej sofie, ale się zaszył zupełnie. Szekspir najlepiej czuje się sam ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń