sobota, 12 stycznia 2013

The Hobbit, czyli jak mnie dupsko rozbolao od siedzenia

Hobbita widzieliśmy jeszcze w grudniu, ale to był zwariowany czas i nie bardzo miałam chęci i energię na pisane czegokolwiek.
Poszliśmy do kina na wieczorny seans, weszliśmy trochę wcześniej żeby zając dobre miejsca. Film zaczął się z godzinnym opóźnieniem, a krzesełka były jedne z najbardziej niewygodnych. Kiedy już seans się rozpoczął byłam więc nieźle poirytowana bo plecy i dupsko zaczynały dawać znać o sobie.
Film był w technologii IMAX i full wypas, ale okulary, które dostaliśmy były do niczego. Po pierwsze były strasznie niewygodne i wrzynały mi się za uszami. Po drugie światła kinowe (na schodach czy po bokach) odbijały się w okularach wymagając określonej pozycji głowy. Co w zestawieniu z super niewygodnym siedzeniem było nie do zniesienia. Uważam, że jak się bierze taką kasę za bilet to chociaż okulary mogłyby być porządne, nie jakieś badziewie.
Ale wróćmy do samego początku filmu.Jak się juz łaskawie raczył rozpocząć to nie mogłam sie doczekac, aż się naprawdę rozpocznie. Serio. Sam początek to takie pitu pitu- Bilbo chodz na przygode, nie pojde na żadną wyprawę Gandalfie Hobbity nie lubią przygód. Ależ Bilbo sie zmieniłeś, nie i już Gandalfie, ok to nie, a to jednak tak. Serio, pitu pitu biesiaduja, pitu pitu bałagania, pitu pitu widz ziewa.
Po jakiejś godzinie dopiero zrobiło się ciekawiej, czyli jak już wyruszyli na te cholerną wyprawę. I wtedy było fajnie. Prawie okulary przestały mi przeszkadzać :) Efekty były na tyle dobre, że kilka razy naprawdę miałam wrażenie, że coś leci w moją stronę i przymykałam oczy.
Zapomniałam tez prawie o niewygodzie siedzeń, chociaż przyznam, że wierciłam się jak dziecko i ciesze się, że nikt przede mną nie siedział, bo zakładałam nogi na siedzenie naprzeciwko. Ale ja teraz ogólnie mam tak, że mi niewygodnie.

Podsumowując: Hobbita polecam mimo wszystko. Seans jest przydługi, ale jak sie przebrnie przez początek, to warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz